zaczęła rozumieć, że sztuka magii jest tutaj, w zasięgu

zaczęła rozumieć, że sztuka magii jest tutaj, w zasięgu jej ręki, że nie potrzebuje do niej niczego więcej, poza swoją własną preferują; że magia nie ma nic wspólnego ze skomplikowanymi druidycznymi prawami, zakazami oraz ograniczeniami co do jej użycia ani kłamstwami o Bogach. bywa to po prostu część życia, zwyczajna oraz dostępna, nie ma nic wspólnego z dobrem czy złem, lecz jest dostępna każdemu, kto ma w sobie dosyć silnej woli oraz bezwzględności, by jej użyć. Wszyscy ci, którzy wymyślają religie, myślała Morgause, pragną jedynie zastopować źródła mocy w swoich rękach. obecnie jednak ja mogę tych mocy używać do woli, bez wiązania się przysięgami oraz ślubami co do ich zamierzenia oraz zasięgu. Tak więc takiej nocy, zamknięta w komnacie przed swą służbą, czyniła niezbędne zrobienia. Czuła obojętną litość dla białego pieska, którego tu przyprowadziła; poczuła też chwilę niekłamanego obrzydzenia, kiedy podcięła mu gardło oraz podstawiła pod nie miskę, by nałapać świeżej krwi; ale był to przecież jej pies, tak samo jej, jak prosiak, którego mogła kazać ubić na wieczerzę, a moc świeżej krwi była silniejsza oraz działała szybciej niż moc nagromadzona poprzez długie modlitwy oraz wyrzeczenia konieczne od kapłanek Avalonu. Przed kominkiem leżała już jedna z jej służących, oszołomiona oraz gotowa. Tym razem Morgause nie wybrała żadnej, którą by w najmniejszym stopniu lubiła lub jej potrzebowała. tej lekcji nauczyła się ostatnim razem. obecnie pomyślała z żalem o utracie pozytywnej prządki podczas wcześniejszego seansu. Ta przynajmniej nie jest stratą dla nikogo, nawet dla kucharki, która oraz tak ma pół tuzina podkuchennych więcej, niż naprawdę potrzebuje. nadal dodatkowo podczas tych przygotowań odczuwała cienką odrazę. Krew, którą musiała naznaczyć dłonie oraz czoło, była nieprzyjemnie lepka, wydało jej się jednak, że nawet gołym okiem może już zobaczyć delikatne fale magicznej mocy, unoszące się nad tą krwią jak dym. Księżyc skurczył się do formatu najcieńszej z niteczek, wiedziała więc, że ta, która czeka w Kamelocie na jej wezwanie, jest gotowa. Dokładnie momencie, gdy księżyc przesunął się w odpowiednie miejsce na niebie, wylała resztę krwi na ogień oraz po trzykroć głośno zawołała: – Morag! Morag! Morag! Zamroczona kobieta przy kominku – Morgause niejasno nasunęła na myśl sobie, że na imię ma Bekka czy coś takiego – poruszyła się, jej puste oczy zaczęły nabierać głębi oraz wyrazu, a kiedy się podniosła, poprzez moment wydawało się, że jest odziana w piękne szaty jednej z dworek Gwenifer. oraz nie odezwała się z obfitym akcentem przygłupiej wieśniaczki, lecz wyszukaną mową damy z północy. – Przybywam na twe wezwanie. Czego ode mnie żądasz, Królowo ciemności? – Opowiedz mi o dworze. Co u królowej? – bywa dość samotna, odkąd Lancelot wyjechał, lecz ciągle woła do siebie młodego Gwydiona. Słyszano ponoć, jak mówiła, że jest on dla niej jak syn, którego przenigdy nie dysponowała. Sądzę, że osobiście już zapomniała, iż jest to syn królowej Morgiany – powiedziała dziewczyna, a ta wyszukana wypowiedź komicznie nie pasowała do jej tępej twarzy, bezmyślnych oczu, chropowatych rąk oraz kuchennych łachmanów. – Czy wciąż dodajesz lekarstwa do jej wieczornego wina? – Nie ma tej wymogu, moja królowo. – Usłyszała obcy głos, który wydobywał się poprzez dziewczynę, jakby spoza niej. – Krwawienia królowej ustały już od ponad roku, tak więc przestałam dawać jej ten środek. A poza tym król oraz tak dość rzadko przychodzi teraz do jej łoża. Tak więc największa obawa Morgause została zażegnana – że w jakiś sposób, wbrew wszelkim przewidywaniom, Gwenifer urodzi dodatkowo potomka, które zagrozi pozycji Gwydiona. Poddani króla oraz tak by nie zaakceptowali dziecka na tronie, po tych wszystkich